Przeglądając w czasie rozmowy jego profil dowiedziałem się, że jest już od ponad pół roku magistrem. Zastanawiałem się co jeszcze mogło mi umknąć w życiu znajomych i doszedłem do wniosku, że może nawet sam nie wiem co dobrego działo się w moim życiu...
Piszę więc tę notkę podsumowując mój pierwszy pełny rok w obcym kraju.
Ale mam na tym zdjęciu krótkie włosy... |
Pierwsza naprawdę miła rzecz, która spotkała mnie w Szkocji to koncert tańczącej skrzypaczki, która ma na nazwisko tak samo jak jedno ze szkockich miast.
Koncert był bardzo dobry, choć trochę krótki... Lindsey na skrzypcach z prawdziwą perkusją brzmi o niebo lepiej niż na moich głośnikach, czy słuchawkach.
Pamiętam też, że po koncercie biegałem w mrozie po sąsiednich ulicach: do bankomatu, po kurtkę, kupić płytę. W końcu zaczęło się czekanie i pobiegłem jeszcze kupić marker, jednak wszystko zostało wynagrodzone, gdy Lindsey wyszła z autokaru i zamieniła z nami kilka słów i uścisków.
Nagrałem sobie jeden utwór i stwierdzam, że nie będę już nigdy nagrywał na koncertach, bo nagrania nie przesłuchałem ani razu, a straciłem możliwość "widzenia" na kilka minut. Zdjęcia będę robił, jednak żadnych filmów.
Pościel w moim ulubionym kolorze <3 |
Wyrabiałem nadgodziny w mojej "biurowej" pracy i w końcu (trochę przyciśnięty okolicznościami - awans i przeprowadzka współlokatora) udało mi się wynająć mieszkanie. Na samym początku dosyć zapuszczone i bez potrzebnych mi sprzętów, ale powoli dokupowałem - na samym początku pościel w moim ulubionym fioletowym kolorze (teraz już dwukolorowa - fiolet i zieleń), potem odkurzacz, biurko, fotel, drugi monitor do laptopa, aż w końcu plakietkę na drzwi która dokończyła dzieła.
To nie jest najlepsze mieszkanie na świecie, ale jest moje własne - zarobiłem na nie sam, sam wybrałem, po części urządziłem i uwielbiam. Mieszkam sam, nikt mi nie przeszkadza i ja nie przeszkadzam nikomu. Mogę zapraszać znajomych bez pytania kogokolwiek o zgodę i bez planowania, bez nadmiernych przemyśleń. Mam ochotę kogoś zaprosić, to go zapraszam. Mam ochotę coś zmienić to zmieniam. Mam ochotę trzymać choinkę do maja - możliwe, że tak zrobię ;-)
Po latach mieszkania u rodziców, w internacie, w akademiku, z współlokatorami, mieć coś swojego to wspaniałe uczucie.
Filmowa torba |
Kiedyś myślałem, że by obejrzeć ten spektakl będę musiał lecieć do Stanów na Broadway... Potem dowiedziałem się, że grają go też w Londynie. Moje marzenie z liceum (wtedy na nowo pokochałem tę animację) znacznie się przybliżyło.
Kilka miesięcy po moim przylocie do Szkocji zauważyłem na mieście plakaty i już wiedziałem, że marzenia podlegają prawu przyciągania nawet bez zbytniego nacisku z mojej strony. Gdy tylko zdobyłem wolną gotówkę kupiłem bilet VIPowski na spektakl w tydzień po premierze.
Usłyszałem na żywo kilka ulubionych piosenek, zobaczyłem scenografię i kostiumy o jakich nigdy mi się nie śniło - klimatyczne i tak sprytnie zrobione, że można było nimi poruszać.
Przeżyłem na nowo historię, którą znam od prawie dwudziestu lat i którą uwielbiam. Polecam ten musical każdemu kto lubi Disneya i śpiewa pod nosem, czy to Hakuna Matatę, czy Przyjdzie Czas. Jeśli boisz się, że nie zrozumiesz o co chodzi to włącz sobie Króla Lwa po angielsku. Jestem pewien, że zrozumiesz bez problemu. Ten właśnie film był moim pierwszym doświadczeniem z angielskim bez napisów. Nie trzeba rozumieć. Króla Lwa odbiera się po prostu sercem.
Pomysł wziął się tak trochę znikąd, ale zaowocował najlepszym weekendem tego roku.
Mianowicie portal o grach arhn.eu organizuje co roku charytatywny maraton gier komputerowych. Jako że oglądam i czytam ich od czerwca oraz mieszkam niedaleko nie mogłem pozwolić sobie przegapić takiej okazji na spotkanie.
Na cotygodniowych spotkaniach na TeamSpeak'u dopytałem, czy nie będę stanowił zbytniego problemu i przystąpiłem do realizacji szczwanego planu.
Pozwoliłem sobie wkręcić się na imprezę przy pomocy jedzenia (w tym wypadku 6 pizz na spółkę z jeszcze jednym znajomym z Edynburga). Prawie jak za czasów studenckich. Prawie, bo bez alkoholu ;-)
Oczywiście tyle samo, co za pizze wpłaciłem też na cel naszej zbiórki - w końcu był to maraton charytatywny.
Poznałem wspaniałych ludzi, których do tej pory głównie słuchałem, oglądałem bądź czytałem. Wszyscy okazali się wyżsi niż się wydawało. A poza tym niesamowicie przyjaźni :-)
I to by było na tyle. Mam kilka naprawdę pozytywnych wrażeń z tamtego roku. Mam nadzieję, że będzie ich więcej w tym. Tymczasem idę spać i zostawiam was z moim ostatnim odkryciem i piosenką tytułową tego wpisu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz